Prymas Wyszyński - dlaczego święty
[Fot. Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego]
W pożółkłym brewiarzu kard. Stefana Wyszyńskiego były dwie kartki. Na jednej miał zapisane nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Na drugiej - nazwisko swego prześladowcy: Bolesława Bieruta. „Codziennie się za nich modlę” - mówił
Święci są uśmiechnięci. I mają fantastyczne poczucie humoru. Tak jest również w przypadku prymasa Wyszyńskiego.
Tradycją było, że przy stole w jego rezydencji w czasie posiłków nigdy nie rozmawiało się o sprawach służbowych, a już na pewno nie o przykrych.
- Ksiądz Prymas starał się, aby był to czas relaksu, umiał świetnie bawić nas żartami - wspominał ks. Hieronim Goździewicz.
Kard. Wyszyński często sam opowiadał przy stole dowcipy: żydowskie, góralskie - nawet potrafił mówić gwarą, zwłaszcza podczas wakacji. Ulubionym był ten o psie Nerusiu:
„Wraca jaśnie pan z podróży zagranicznej, wyjeżdża po niego stangret Józef i sadza do karety. Jaśnie pan pyta:
- I co, Józefie, co tam słychać?
- A nic, jaśnie panie, nic się nie stało, tylko Neruś zdechł.
- Neruś zdechł? A co się stało?
- A to głupie psisko, jaśnie panie, nażarło się padliny i zdechło.
- Padliny?
Strona 2 z 2